Za mniej niż dobę będziemy otwierać szampana i oglądać kolorowe fajerwerki. Za mniej niż dobę skończy się rok 2016. Na każdej niemal stronie są jakieś zestawienia i podsumowania mijającego roku, czy to jeśli chodzi o filmy, muzykę, czy o najbardziej żenujące wpadki celebrytów. Pewnie większość ludzi w głowie robi swoje własne podsumowanie, porównuje minione 12 miesięcy do innych lat i robi jakiś tam ranking. Mam nadzieję, że Wasz rok był lepszy niż mój. Dla mnie rok 2016 był najgorszym rokiem jaki pamiętam.
Po śmierci Debbie Reynolds przeczytałam komentarz (jako odpowiedź na "niech ten rok się już skończy"), żeby się już od... od tego roku. Przecież to nie ma nic do rzeczy. Oczywiście! Przecież to kwestia "umowna", że liczymy początek roku od stycznia, że ma taki a nie inny numer. Ale to nie zmienia faktu, że ostatnie 12 miesięcy było gorsze/lepsze niż jeszcze wcześniejsze 12 miesięcy.
Najlepsze co mnie spotkało w tym roku? Dwumiesięczne wakacje, po raz pierwszy od 10 lat. Ale już powód tych wakacji jest jedną z najgorszych rzeczy jakie mnie dotknęła - pod koniec maja zostałam skierowana na operację wycięcia tarczycy z podejrzeniem raka. Okazało się, że podejrzenie było słuszne. Niby bydle wycięli, ale jakiś, być może irracjonalny, strach pozostał. (coś więcej na ten temat powiem innym razem).
12 miesięcy - śmierć trzech psów w domu. Najpierw pies mojego brata, Zyzio, zaraz po Świętach. Potem był Drako - rodowodowy owczarek niemiecki. Został otruty. Miał pół roku. Potem Harry - przejechany przez tira. Obecnie mamy Norę, suczkę ze schroniska. Kiedy tak jak my przywiązujesz się do psa czy innego zwierzęcia jak do członka rodziny, to jego śmierć dotyka cię i boli jak cholera. Tak było w tym przypadku. Do tej pory nie mogę oglądać zdjęć Draka bez łez w oczach, a każde wspomnienie o Harrym sprawia, że moja mama płacze. To nie jest tak, że kolejny pies zapełnia pustkę po poprzednim. Zajmuje inne miejsce w twoim sercu (dla każdego starczy miejsca), bo nie da się zastąpić jednego drugim.
Strefy zawodowej też nie oceniam dobrze. W pracy mamy rozmowy roczne. Jednym z pytań jest pytanie o największy sukces. Analizuję rok 2016 i nie widzę żadnego sukcesu. Pierwszy raz od kiedy pracuję.
Czuję, że stanęłam w miejscu. Nawet nie wiem jak to się stało, że odstawiłam na bok rzeczy które kocham, czy których zaczęłam się uczyć (jak np. gra na gitarze). Niedawno do mnie dotarło, że nie miałam ostatnio żadnego hobby. Zgubiłam się gdzieś po drodze. W problemach zdrowotnych, z demotywacji, w roztargnieniu, zmęczeniu, stresie. Tak mało rzeczy mnie cieszy, że mam wrażenie, że nie cieszy mnie już nic. Cieszy mnie szczęście innych, małe czy większe sukcesy przyjaciół, dzieci pojawiające się w rodzinach znajomych, czy to, że trafię komuś z prezentem. Ale człowiek to zazdrosna bestia. Nie, nie jestem zawistna, moja radość ze szczęścia innych jest szczera, ale też bym tak chciała jak oni i stąd ta zazdrość.
Ktoś powie, że przecież mogło być gorzej. Jasne! Zawsze może być gorzej. Ale to nie zmienia faktu, że nie czuję by ten mijający rok był dla mnie dobry. I to nawet nie jest rozczarowanie. To raczej jakiś taki smutek.
Na koniec jeszcze jeden powód dla którego uważam rok 2016 za niezbyt udany - terroryzm. To nie jest nic nowego, ale jest coraz bardziej namacalny dla nas Polaków. Do Berlina jest tak niedaleko. Wmawiam sobie, że nie jesteśmy zbyt ważni dla terrorystów by coś takiego stało się u nas, ale stopniowo budzi się we mnie coraz większy lęk. I nie tylko we mnie. Latem z mojej rodzinnej okolicy miała jechać wycieczka do Francji, do naszego miasta bliźniaczego, z którym współpracujemy od lat. Po raz pierwszy nie zebrała się wystarczająca ilość chętnych by jechać. Ludzie się boją, nawet jeśli nie mówią tego głośno. I najgorsze jest to, że może w innych sferach rok 2017 może być lepszy, to pod tym kątem będzie pewnie gorszy.
Wiecie co było świetne w 2016 roku? Muzyka! Świetne piosenki i genialni wykonawcy. Przygotowuję nawet małe TOP 10 moich ulubionych piosenek 2016 roku. Muzyka po raz kolejny ratuje sytuację :)
Postanowienia na rok 2017? Są. Więcej pisać, zabrać się za te powieści które siedzą w mojej głowie (jak już coś zacznę pisać, to pojawi się to na wattpadzie - będę czekać na Wasze opinie). Wrócić do grania na gitarze i do bawienia się photoshopem. Pojechać do Dublina. Zmienić coś w swoim życiu. Odnaleźć zgubioną radość.
Wiem,że ten post to trochę marudzenie. Może to trochę zaklinanie rzeczywistości... wyrzucam z siebie to co złe, by zrobić miejsce na to co dobre. To chyba dość dobry powód by pomarudzić i wylać z siebie żale. Raz a dobrze. Zamknąć rozdział zwany "Rok 2016" i przygotować się na lepsze.
Będzie łatwiej i łatwiej jakoś... lecz nie dziś.
Po śmierci Debbie Reynolds przeczytałam komentarz (jako odpowiedź na "niech ten rok się już skończy"), żeby się już od... od tego roku. Przecież to nie ma nic do rzeczy. Oczywiście! Przecież to kwestia "umowna", że liczymy początek roku od stycznia, że ma taki a nie inny numer. Ale to nie zmienia faktu, że ostatnie 12 miesięcy było gorsze/lepsze niż jeszcze wcześniejsze 12 miesięcy.
Najlepsze co mnie spotkało w tym roku? Dwumiesięczne wakacje, po raz pierwszy od 10 lat. Ale już powód tych wakacji jest jedną z najgorszych rzeczy jakie mnie dotknęła - pod koniec maja zostałam skierowana na operację wycięcia tarczycy z podejrzeniem raka. Okazało się, że podejrzenie było słuszne. Niby bydle wycięli, ale jakiś, być może irracjonalny, strach pozostał. (coś więcej na ten temat powiem innym razem).
12 miesięcy - śmierć trzech psów w domu. Najpierw pies mojego brata, Zyzio, zaraz po Świętach. Potem był Drako - rodowodowy owczarek niemiecki. Został otruty. Miał pół roku. Potem Harry - przejechany przez tira. Obecnie mamy Norę, suczkę ze schroniska. Kiedy tak jak my przywiązujesz się do psa czy innego zwierzęcia jak do członka rodziny, to jego śmierć dotyka cię i boli jak cholera. Tak było w tym przypadku. Do tej pory nie mogę oglądać zdjęć Draka bez łez w oczach, a każde wspomnienie o Harrym sprawia, że moja mama płacze. To nie jest tak, że kolejny pies zapełnia pustkę po poprzednim. Zajmuje inne miejsce w twoim sercu (dla każdego starczy miejsca), bo nie da się zastąpić jednego drugim.
Strefy zawodowej też nie oceniam dobrze. W pracy mamy rozmowy roczne. Jednym z pytań jest pytanie o największy sukces. Analizuję rok 2016 i nie widzę żadnego sukcesu. Pierwszy raz od kiedy pracuję.
Czuję, że stanęłam w miejscu. Nawet nie wiem jak to się stało, że odstawiłam na bok rzeczy które kocham, czy których zaczęłam się uczyć (jak np. gra na gitarze). Niedawno do mnie dotarło, że nie miałam ostatnio żadnego hobby. Zgubiłam się gdzieś po drodze. W problemach zdrowotnych, z demotywacji, w roztargnieniu, zmęczeniu, stresie. Tak mało rzeczy mnie cieszy, że mam wrażenie, że nie cieszy mnie już nic. Cieszy mnie szczęście innych, małe czy większe sukcesy przyjaciół, dzieci pojawiające się w rodzinach znajomych, czy to, że trafię komuś z prezentem. Ale człowiek to zazdrosna bestia. Nie, nie jestem zawistna, moja radość ze szczęścia innych jest szczera, ale też bym tak chciała jak oni i stąd ta zazdrość.
Ktoś powie, że przecież mogło być gorzej. Jasne! Zawsze może być gorzej. Ale to nie zmienia faktu, że nie czuję by ten mijający rok był dla mnie dobry. I to nawet nie jest rozczarowanie. To raczej jakiś taki smutek.
Na koniec jeszcze jeden powód dla którego uważam rok 2016 za niezbyt udany - terroryzm. To nie jest nic nowego, ale jest coraz bardziej namacalny dla nas Polaków. Do Berlina jest tak niedaleko. Wmawiam sobie, że nie jesteśmy zbyt ważni dla terrorystów by coś takiego stało się u nas, ale stopniowo budzi się we mnie coraz większy lęk. I nie tylko we mnie. Latem z mojej rodzinnej okolicy miała jechać wycieczka do Francji, do naszego miasta bliźniaczego, z którym współpracujemy od lat. Po raz pierwszy nie zebrała się wystarczająca ilość chętnych by jechać. Ludzie się boją, nawet jeśli nie mówią tego głośno. I najgorsze jest to, że może w innych sferach rok 2017 może być lepszy, to pod tym kątem będzie pewnie gorszy.
Wiecie co było świetne w 2016 roku? Muzyka! Świetne piosenki i genialni wykonawcy. Przygotowuję nawet małe TOP 10 moich ulubionych piosenek 2016 roku. Muzyka po raz kolejny ratuje sytuację :)
Postanowienia na rok 2017? Są. Więcej pisać, zabrać się za te powieści które siedzą w mojej głowie (jak już coś zacznę pisać, to pojawi się to na wattpadzie - będę czekać na Wasze opinie). Wrócić do grania na gitarze i do bawienia się photoshopem. Pojechać do Dublina. Zmienić coś w swoim życiu. Odnaleźć zgubioną radość.
Wiem,że ten post to trochę marudzenie. Może to trochę zaklinanie rzeczywistości... wyrzucam z siebie to co złe, by zrobić miejsce na to co dobre. To chyba dość dobry powód by pomarudzić i wylać z siebie żale. Raz a dobrze. Zamknąć rozdział zwany "Rok 2016" i przygotować się na lepsze.
Będzie łatwiej i łatwiej jakoś... lecz nie dziś.